Górskie schroniska cenią się!
Starzy bywalcy przecierają oczy: wysokie ceny, trzeba płacić za wrzątek i nie wolno jeść tego, co się przyniesie w plecaku. Czy to jeszcze górskie schroniska, czy też hotele z restauracjami?
Wielu turystów z nostalgią wspomina rozebrane kilka lat temu stare, drewniane schronisko na Hali Miziowej. W środku pachniało drewnem, nikt nie patrzył krzywo na ludzi pałaszujących przyniesione z domu kanapki. Choć na miejscu starego stanął nowy budynek, też nazywany schroniskiem, odwiedzającym go turystom kojarzy się raczej z hotelem. W środku jest restauracja, bar szybkiej obsługi, apartamenty do wynajęcia i dostęp do bezprzewodowego internetu. Równie często jak turystę z plecakiem można tu spotkać człowieka w zapiętej pod szyję koszuli i krawacie. - Wraz ze zburzeniem starego schroniska na Hali Miziowej w Beskidach rozpoczęła się zupełnie nowa epoka. Schroniska zaczęły się przestawiać na masowych turystów. Zaczęły tracić swój pierwotny charakter - żałuje Marcin Kołeczek, wielki miłośnik Beskidów.
Bielszczanin opowiada, że jeszcze kilka lat temu normalne było, że za symboliczną opłatą można było zanocować w schronisku na podłodze, na rozkładanych przez gospodarzy materacach w jadalni. Teraz coraz mniej obiektów daje w ofercie taką możliwość. Jeśli już to z zastrzeżeniem, że tylko wtedy, gdy w żadnym z pokoi nie ma już wolnego miejsca. A ceny noclegów w pokojach są wysokie, np. w schronisku na popularnych Markowych Szczawinach za nocleg w pokoju siedmioosobowym trzeba zapłacić 28 zł. Poza tym nawet jeśli już dotrzemy do schroniska, może się okazać, że nie ma wolnego miejsca, bo odbywa się tutaj wesele, konferencja czy impreza integracyjna dla jakiejś firmy.
Takie imprezy mają w ofercie np. schroniska na Równicy i na Hali Miziowej. A jeśli ktoś myśli, że w schroniskach nadal królują zupa pomidorowa i placki ziemniaczane, jest w błędzie. Teraz na wielu stronach internetowych schronisk znaleźć można nazwy wykwintnych dań polecanych przez schroniskowych szefów kuchni.
Darmowy wrzątek to też już w większości miejsc przeszłość, w wielu wprowadzono zakaz spożywania własnego prowiantu. Na internetowym forum bielsko.biala.pl internauci dyskutują o wprowadzonej przez bardzo popularne schronisko na Stefance dziesięciozłotowej opłacie za rozpalenie ogniska. Uważają, że to gruba przesada. - Mnie to zupełnie nie dziwi, bo spotkałem się już w Beskidach z płatnymi toaletami w schroniskach - podsumowuje tymczasem Jacek Woźnica z Katowic.
Władysław Orszulik, przewodnik PTTK z Cieszyna, mówi, że schroniska prowadzone są przez prywatne osoby. Gospodarze muszą zarobić na czynsz dzierżawny, rachunki, pensje dla personelu. Schroniska muszą przynosić zysk. - Zaczynają przypominać hotele, to prawda. Ale też zupełnie zmieniły się czasy. Sam mam teraz do prowadzenia więcej wycieczek autokarowych niż pieszych po górach - opowiada.
Dodaje, że swój charakter zachowały głównie te schroniska, do których nie da się dojechać samochodem. Tam nadal można jeszcze poczuć prawdziwie schroniskowy klimat. - Żal dawnych czasów, ale one już się nie wrócą - uważa przewodnik. - Zresztą, zmiany wychodzą czasem schroniskom na dobre. Bardzo zaniedbane kiedyś schronisko na Tule zmieniło gospodarzy, którzy zaczęli tutaj urządzać właśnie wesela i inne imprezy. Ale dzięki temu obiekt przeszedł gruntowny remont. Stał się bardzo sympatycznym miejscem mimo tego, że można tam dojechać samochodem - dodaje.
Źródło: e - hotelarz.pl